Bożonarodzeniowe obyczaje, rytuały i wróżby

  • Drukuj
  • E-mail

 Magiczny wigilijny wieczór związany jest z wieloma tradycjami, zwyczajami i rytuałami. Niektóre z nich nadal w mniejszym lub większym stopniu kultywujemy, inne odeszły w zapomnienie albo znane są jedynie regionalnie.

Wszyscy wiedzą, iż znakiem do rozpoczęcia wigilijnej wieczerzy jest dojrzenie na niebie pierwszej gwiazdki. Dawniej ten dzień zaczynał się jednak dużo wcześniej, szczególnie na wsi. Już o świcie ojcowie rodzin udawali się do lasu, aby „podkraść” choinkowe drzewko albo jego gałęzie. Inni wyruszali na łowy, bo polowanie lub połów w tym dniu zapewniają obfitość zwierzyny i ryb przez cały rok.

Panuje powszechne przekonanie, że jaka wigilia, taki cały rok. Dlatego należy wtedy przebaczać urazy i samemu przeprosić za złe czyny, oddać długi, lecz nikomu nic nie pożyczać, a nie zawadzi samemu coś ukraść, bo to sprowadzi pomyślność w handlu (dla spokoju sumienia po świętach można oddać). Dzieciom zapowiada się niezmiennie, aby były grzeczne, bo lanie w wigilię zapowiada to samo przez cały rok. Ale według innych zwyczajów bito dzieci na zapas – chłopców w wigilię, a dziewczyny w święta, bo to zapewni ich dobre zachowanie w przyszłym roku.

Zrywano się wcześnie i myto w zimnej wodzie, do której często wrzucano momenty, najlepiej złote lub srebrne, bo to gwarantowało całoroczną krzepkość i zdrowie. Źle wróżyło podsypianie w ciągu dnia – bo zboże na polu będzie się kładło.

Ściśle przestrzegano postu, czasem tylko dzieci dostawały coś do jedzenia.  Dobrą wróżbą było gdy pierwszy tego dnia przyszedł do domu mężczyzna, najlepiej młody i pełen sił witalnych. Przyjście kobiety przynosiło pecha. Gospodynie krzątały się wokół ostanich obowiązków: kończyły porządki, dokonywały obrządku w gospodarstwie, piekły i gotowały świąteczne potrawy, szykowały stół. Zazwyczaj młodzież, głównie dziewczyny kończyły okolicznościowe dekorowanie domu ozdobami ze słomy, choiny, opłatków. Gdzieniegdzie dbano o to, aby w strojeniu drzewka (a dawniej podłaźniczki) uczestniczyła cała rodzina: ojciec dostarczał choinkę, synowie ją osadzali, córki stroiły wykonanymi wcześniej ozdobami, mamy dostarczały swojej roboty pierniczki czy ciastka.

Ponieważ tego dnia miały nawiedzać dom duchy przodków, unikano gwałtownych ruchów, machania ostrymi przedmiotami, wylewania wody, uważano gdzie siadano, najpierw w to miejsce dmuchając. Dla wskazania duszom kierunku palono latarnię przed domem i świeczkę na stole. Późniejszymi czasy sądzono, że to Pan Jezus tej nocy wędruje po świecie. W regionie nadsańskim zastawiano dla niego stół, na którym umieszczano krzyżyk, świeczkę wetkniętą w garnuszek wypełniony ziarnem, kładziono bochenek chleba i nóż, aby nocny gość „se nim chleba ukrajał”. Ponieważ stół w izbie był zazwyczaj jeden, to wieczerzę często spożywano przy ławie. Z resztą nawet jak drugi stół znalazł się w izbie, to domownicy często się przy nim nie mieścili, a wtedy dzieciom siedzącym na słomie stawiano posiłek na ławie. Gdzieniegdzie jedzono przy desce ułożonej na odwróconej dzieży do zaczynania ciasta, co miało zapewniać całoroczny dostatek chleba. 

Gospodarz przynosił też snop żyta i stawiał go w kącie. Dawniej dekorowano go jak choinkę. W dużych kmiecych domach i szlacheckich dworach stawiano snopy 4 zbóż (żyta, pszenicy, jęczmienia i owsa, czasem koniczyny albo grochowin) w 4 kątach pomieszczenia.

Chłopcy przynosili słomę, którą zaścielano całą izbę lub przynajmniej miejsce pod stołem. Na stół sypano ziarno i ścielono siano, lecz nie symbolicznie jak dziś, lecz tak, że naczynia się w wyściółkę zapadały. Nakrywano go najlepszym obrusem lub przynajmniej białym płótnem.

Na obrus także sypano ziarna zbóż, grochu, maku, soczewicy na nim stawiano misy i garnki – na urodzaj.

               Wszystkie prace należało zakończyć do zmierzchu. Gdy dzieci wypatrzyły gwiazdkę, rozpoczynano pośnik; zazwyczaj od modlitwy oraz rozdzielenia opłatka przez gospodarza i składania formułkowych życzeń. Do stołu zasiadano według starszeństwa, bo to wskazywało naturalną kolejność odchodzenia z tego świata. Przy stole powinna zasiadać parzysta liczba osób. Jeśli tak nie było, to na wiosce zapraszano jakiegoś miejscowego biedaka, a we dworze dosadzano kogoś ze służby. Gdy już wszyscy zasiedli, poza gospodynią (czasem najstarszą córką) nie wolno było nikomu wstać przed końcem posiłku. Złamanie tych zasad groziło tym, iż przy następnej okazji kogoś przy stole zabraknie. Unikano rozmów, aby w rodzinie nie było kłótni. Pod stołem układano żelazne przedmioty, np. lemiesze pługa czy kosy. Miało to odstraszyć szkodniki niszczące uprawy albo dawać nogom wielką moc. Czasem podkładano żelazo, np. siekierę, pod siedzenia, bo to zapewniało żelazne zdrowie. Nogi stołu obwiązywane były łańcuchami, aby chleba pozostawało w domu pod dostatkiem.

            Mało popularny był zwyczaj stawiania na stole 12 potraw, wiązanych z 12 apostołami, a wcześniej 12 miesiącami. Uważano raczej, że ma ich być liczba nieparzysta, zależna od zamożności domu. Wśród dań powinny się znaleźć wszystkie płody pozyskiwane z pól, lasów i wód przez cały rok. Przynajmniej jedną potrawę jedzono ze wspólnej misy. W wielu domach uważano, że należy skosztować wszystkich potraw wigilijnych, a przynajmniej musiał to uczynić gospodarz, bo wówczas w ciągu roku nikt nie zazna się głodu. Gdy wzięto łyżkę do ręki nie wolno jej było odłożyć na stół, bowiem w najlepszym wypadku krzyż będzie od tego bolał. Po posiłki łyżki wiązano razem, aby rodzina pozostała w całości. Na Nadsaniu jedząc kapustę od czasu do czasu uderzano się nawzajem łyżkami w głowę – bo wtedy główki kapusty urosną wielkie niczym ludzka głowa. Ze stołu nie należało sprzątać, ewentualnie przenieść resztki potraw na piec, bo duchy przodków mogą chcieć się posilić. Nie zmywano też naczyń. Wierzono, że tego wieczoru woda w studni zamienia się w wino miód, a nawet srebro czy złoto. Czasem wrzucano do niej kawałek opłatka. Nadsaniacy wysyłali młode dziewczyny, aby przyniosły „wina” i pijąc zimną wodę zachwalali, jakie dobre to „wino”.

            Po wieczerzy następował czas wróżb. Dziewczęta i chłopcy wyciągali źdźbła spod obrusa: zielone wróżyło szybki ożenek lub zamążpójście, pożółkłe zapowiadało oczekiwanie, a zeschnięte, brązowe nie dawało żadnych szans. Nie tylko u Lasowiaków modne było rzucanie kop. Brano do ręki garść słomy i rzucano nim w sufit – im więcej słomek wbiło się w szpary między deski i belki, tym lepszy będzie urodzaj. Gdzie indziej miotano w sufit nabraną na łyżkę kutią lub grochem – im więcej przywarło, tym lepsze będą zbiory. Ale nie próbujcie tego w domu.

            Obserwowano jaki cień rzucają obecni – im ostrzejszy, tym osoba będzie zdrowsza.

Dziewczęta wychodziły na podwórze i nasłuchiwały skąd dochodzi szczekanie psa, czasem krzyczały słuchając, z której strony odpowie im echo, bo stamtąd przyjdzie narzeczony. Gdy jasna gwiazda świeciła wprost nad domem, zwiastowała rychłe zamążpójście. A w ogóle to gwiaździste niebo wróżyło, że kury się będą niosły, a zachmurzone, że krowy będą dawać mleko. Gdzie indziej – niebo było pełne gwiazd – nadchodzący rok będzie urodzajny, mgła zapowiadała rok wilgotny i szkodniki na polu, dobrze widoczna Droga Mleczna zwiastowała obfitość mleka i nabiału, jak również wszelkich bogactw leśnych.

            Wyruszano do stajni i obory, aby podzielić się opłatkiem i resztkami ze stołu ze swą chudobą. Niektórzy dokarmiali tylko stworzenia obecne w stajence betlejemskiej, inni nie robili różnic. Zwierzęta za to potrafiły tej nocy mówić ludzkim głosem, lecz nie zawsze były to miłe rzeczy, mogły nawet przepowiedzieć śmierć gospodarzy.

         Nad dolnym Sanem był zwyczaj, iż gospodarz robił powrósła z rozścielonej chacie słomy, brał siekierę i wychodził z kimś młodzieży do sadu. Uderzał obuchem w drzewo owocowe i groził: „będziesz rodzić, bo cię zetnę”, a na to jego latorośl prosiła: „nie ścinajcie, będzie rodzić”. Ta zabawa w dobrego i złego policjanta miała gwarantować obfitość owoców.

            Gromadnie wybierano się na pasterkę. W drodze urządzano wyścigi zazwyczaj saniami – który gospodarz był pierwszy w kościele najwięcej z pola będzie zbierał.

            W wielu miejscach nie ścielono łóżek i spano na rozłożonej słomie. Starano się wykonywać jak najmniej czynności, w niektórych wsiach był nawet zakaz używania grzebienia. Posiłki powinny być przygotowane wcześniej i co najwyżej w tym dniu podgrzane. W chacie chłopskiej był to jeden z niewielu momentów, gdy najadano się do syta – to też miało wieszczyć dobrobyt. Tego dnia nie myto naczyń, nie przyjmowało się gości i nie składało wizyt. Wychodziło się tylko do kościoła.

            W drugi dzień Świąt rano ojciec rodziny zazwyczaj wynosił snopek. Jego rola się nie kończyła: ziarno dodawano do siewnego, a sieczką ze słomy karmiono bydło. Z rozścielonej słomy, oprócz powróseł na drzewa, robiono gniazda dla kur. Nie tylko w regionie nadsańskim dziewczyny uwijały się od rana, aby uprzątnąć izbę. Jeśli nie zdążyły zanim nadejdą chłopaki z sąsiedztwa, narażały się na straszliwe obelgi – wyzywano je od kocmołuchów i nierobów oraz beznadziejnych kandydatek na żony. Zdarzało się, że grupy wyrostków robiły psikusy sąsiadom: zdejmowali bramy i przenosili w odległe miejsca, zatykali komin, a nawet ustawiali wóz na stodole.

            Tego dnia odwiedzano dalszych krewnych i znajomych. W kościele na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana obrzucano się owsem. Można nim było mocno sprać nie tylko nielubianych sąsiadów, ale nawet księdza. Po domach zaczynali chodzić kolędnicy, których przyjmowano z otwartymi rękami i za występy oraz składane życzenia odwdzięczano się datkami w pieniądzach lub naturze. Kolędnicze postaci, ich stroje, atrybuty i zachowania miały swoje korzenie w obyczajowości chrześcijańskiej, jak i pogańskiej, przy czym również wiązały się z wieloma wróżbami i przepowiedniami.

            Nie sposób przytoczyć i opisać wszystkich zwyczajów i rytuałów, choćby dlatego, że niemal każda epoka, region, grupa społeczna, a nawet rodzina kształtowała swoje własne tradycje. Jednak choćby pamiętanie o nich tworzy więzy łączące nas z naszymi korzeniami.

.

 

cykle edukacyjne

Takie było lasowiackie życie... Dawna wieś w rzeźbie Jana Puka

Wystawa prezentuje sylwetkę i prace artysty ludowego Jana Puka, przedstawiciela starszego po
...

Dekoracje ludowe inspiracją dla małych i dużych

Muzealny projekt on-line o wzornictwie ludowym z nagrodami i wystawą
...

Wielkanocne przypominanki – Palma bije, nie zabije…

Palma bije, nie zabije… W palmach święconych w Polsce w Niedzielę zwaną Palmową (ni ...

Jak wykonać tradycyjną wielkanocną palmę?

Już dziś możecie zacząć przygotowania do Wielkanocy. ...

Wielkanocne przypominanki

Jak drzewiej wiosną świętowano ...

Czy wiesz że... Słowiańskie wierzenia

Czy wiesz, że… Słowianie żyli przez wieki pośród puszcz bezkresnych i borów nieprzemierzony ...

Kto nam prezenty przynosi?

Dzień świętego Mikołaja, a w zasadzie jego wigilia, rozpoczyna okres kiedy otrzymujemy prezenty, ...

Nowy cykl dla miłośników stylu stylu art déco

Zapraszamy Was do nowego cyklu poświęconego najciekawszym obiektom z naszych muz
...
Kontynuując przeglądanie tej strony, akceptujesz pliki cookies. Więcej na ten temat możesz dowiedzieć się w naszej Polityce prywatności.
Zaakceptuj