Z choinką i bez

Trudno dziś nam sobie wyobrazić święta bez pięknie ozdobionej i rozświetlonej choinki. Jednak nie zawsze tak było. Od niepamiętnych czasów starano się w czas świąteczny nadać domostwom wyjątkowy wygląd, a więc ustroić je bogato i symbolicznie. Miało to wieszczyć domownikom pomyślność i dostatek.

Słowianie na swe Szczodre Gody przybijali zielone gałązki jodły, świerka czy sosny nad wejściem do chaty, nad oknem, na drzwiach stodoły czy obory. Ponoć zdarzało im się ubierać drzewko rosnące nieopodal zagrody… dla zwierząt. Obwieszali je marchewkami, jabłkami, orzechami i innymi zwierzęcymi i ptasimi przysmakami, aby cieszyć się, gdy przyciągały one żywe stworzenia z pól i lasów. Nie zawsze to był iglak; może dlatego wśród ludu używano później określenia nie choinka, a drzewko.

Główną ozdobę chaty przez wieki stanowił snop zboża; pierwszy lub ostatni ze żniw. Ustawiano go w kącie izby i przystrajano owocami i słodkościami, drewnianymi ptaszkami i zwierzątkami. Często wpychano w słomę słodkie bułeczki, aby dzieci mogły ich szukać. Snop nazywano diduchem, czyli dziadem, i był on nierozerwalnie związany z kultem przodków. Zainteresowanie nim prowokowało młode pokolenie do zadawania pytań o tych co odeszli i stanowiło pretekst do ich wspominania. A święcie wierzono, że tego dnia ich duchy odwiedzały żyjących. Małe słomiane dziady, a także krzyże i gwiazdy przybijano do ścian i wtykano za obrazy.

Dawne tradycje najwierniej zachowywano w chłopskich chatach; stamtąd trafiały niekiedy do szlacheckich dworów, a nawet magnackich pałaców. Jednak to właśnie we dworkach zapoczątkowano zdobienie wytworami z opłatka i stamtąd zapewne wiejskie dziewczęta przeniosły je pod strzechy. Tym samym bywało, że i w chałupach, i w dworkach wieszano u powały misternie wykonane ze słomek ażurowe pająki, często przypominające zdobne żyrandole, obwieszone opłatkowymi wycinankami. A podwieszano na nich krzyżyki, słońca i półksiężyce, wyklejane kołyski (dla Dzieciątka), a do tego małe i duże, pełne i ażurowe gwiazdy oraz światy albo wilijki, czyli imitujące kulę przestrzenne konstrukcje z krzyżujących się opłatków, zlepiane śliną. Takie niezwykłe ozdoby, wiszące w billewiczowskim dworku, prezentuje nam Henryk Sienkiewicz w książce i Jerzy Hoffman w pierwszych scenach filmu „Potop”. A światy można było wieszać również u powały czy nad oknem, także po kilka na skrzyżowanych patyczkach. W pałacowych komnatach wśród wyszukanych, lecz w większości nie związanych z żadną tradycją zdobień, mających ukazywać co najwyżej splendor rodu, znajdowały często miejsce snopy, nawet czterech zbóż, stawiane w rogach sali, w której wieczerzano.

Mówi się, że choinka przybyła do Polski z Niemiec i Austrii na przełomie XVIII i XIX wieku… ale to nie całkiem prawda. Po pierwsze do Gdańska zawitała już w 1698 roku, niewiele później podpatrzyli ją u Prusaków mieszkańcy Warszawy. Poza tym z Zachodu przybył w zasadzie jedynie nowomodny sposób osadzania jej na krzyżaku i stawiania na podłodze. Choinkowe zdobienia w przeróżnych formach pojawiały się bowiem w domach naszych przodków w tym okresie od niepamiętnych czasów. Las to był „tamten świat”, który tego dnia przychodził do domów. Zielona gałąź, zdobyta ukradkiem, stanowiła symbol życia, płodności i radości. Jej pozyskiwanie przybierało formę obrzędowej kradzieży, a dokonywał jej gospodarz, przynosząc gałąź lub całą choinkę do chaty w dniu rozpoczynającym Gody. Ich zielone igliwie zabezpieczało ponoć domostwo przed złymi mocami, urokami, chorobą, a nawet piorunem, i jak kto wolał: stanowiło symbol budzącego się do życia słońca lub narodzin Bożego Syna.

Rozwidloną gałąź albo szczyt jodły, świerku czy sosny wieszano u powały (czubkiem w dół), przyozdabiano jabłkami, orzechami, ciasteczkami, światami, a późniejszymi czasy kolorową bibułą i wstążeczkami. Wystrojona mogła zostać gałąź innego drzewa, np. jabłoni czy wiśni, ale preferowano zielone zimą świerki albo jodły. Stroik taki nazywano podłaźniczką, a w innych regionach podłaźnikiem, jutką, sadem, gajem, wiechą, rajskim lub bożym drzewkiem. Mógł to być także wieniec z gałązek uformowanych na obręczy starego przetaka albo tarcza upleciona ze słomy i ozdobiona jedliną.

Gospodarzowi, który pierwszy we wsi zawiesił podłaźniczkę, pierwszemu miało wzejść zboże wiosną. Gdy kończyły się święta nie wyrzucano jej na śmietnik, lecz rozdrobnioną dodawano do karmy zwierząt, albo zakopywano na polu.

Podłaźniczkę wieszano głównie nad stołem, ale też nad oknem lub drzwiami – co miało zsyłać na gospodarzy wszelkie dobro, chronić przed nieszczęściami, a pannom zapewnić szybkie i szczęśliwe zamążpójście. Młodzian zrywający z choinowej gałęzi jabłko lub orzech deklarował swój afekt do mieszkającej pod tym dachem panny. Ona też mogła bez słów okazać swe uczucia siadając przy nim pod podłaźniczką. Niektórzy twierdzą, że w tym miejscu można było bezkarnie skraść pocałunek (co z czasem przeszło na jemiołę). Podłaźniczkę mocowano niekiedy na sznurze, dzięki któremu można było ją opuszczać, aby zdjąć łakocie.

Każda ozdoba coś symbolizowała – łańcuchy miały spajać rodzinę, pierniki zwiastowały dostatek, a jabłka miały zapewnić domownikom zdrowie i urodę, orzechy dawać dobrobyt i siłę, a światła chronić przed złem. Owoce wiązano też z miłosną wróżbą. Później wieszano również gwiazdki wskazujące drogę i sprowadzające do domu, dzwoneczki oznajmiające dobrą nowinę czy opiekujące się domem anioły.

Z czasem wśród ozdób pojawiły się symbole chrześcijańskie, albo tym pogańskim przypisywano nową wymowę. Wiązano je z narodzinami przynoszącego światło Dzieciątka, wydarzeniami w betlejemskiej stajence, czy prowadzącą do celu gwiazdą. Choinkom starano się nadać wymiar rajskiego „drzewa dobrego i złego". A stojący w kącie snop zboża zaczęto nazywać królem. Szczególną ozdobę stanowiła szopka, budowana najpierw w kościołach, a później przeniesiona głównie do mieszczańskich i szlacheckich domów. Ta polska w niczym nie przypominała betlejemskiej stajenki, lecz bardzo nawiązywała do miejscowego folkloru. Absolutny zaś ewenement stanowi tu szopka krakowska, łącząca elementy biblijne z architekturą królewskiego miasta i historią Polski.

Gdy zwiększyła się dostępność papieru wśród ozdób pojawiły się wycinanki przyklejane na belkach przy powale, odrzwiach i framugach okien.

Kiedy przybyły do nas choinki stojące na podłodze, zadomowiły się przede wszystkim we dworach i domach mieszczańskich. Do chłopskiej chaty zawitały w szerszym wymiarze przed zaledwie przed około stu laty, a i tak często wieszano je u sufitu, ze względu na straszną ciasnotę w zamieszkiwanych przez wiele osób izbach.

Choinki dekorowano w ten sam sposób, jak wcześniej podłaźniczki. Stopniowo coraz większą role odgrywały własnoręcznie wykonywane ozdoby – przez cały adwent zasiadano w kręgach rodzinnych czy sąsiedzkich i tworzono zabawki z bibuły, kolorowego papieru, słomek, piórek, kłosów, źdźbeł trawy. Tym sposobem powstawały łańcuchy z kolorowych, papierowych ogniw albo słomek przetykanych kokardkami, małe pajączki, bociany albo kominiarze z wydmuszek, baletnice, gwiazdki, serduszka, ptaszki, jeżyki, koszyczki  wypełniane laskowymi orzechami lub bakaliami, pawie oczka z kolorowego papieru, bałwanki z waty. Kupowane na wagę cukierki owijano w różnobarwne papierki, a orzechy w złotą i srebrną folię, zaś farbką o takich kolorach barwiono też szyszki. W miejskich sklepach można było zakupić papierowe główki aniołków, do których dorabiano sukienki i skrzydełka. Do tego dochodziły pierniczki w kształcie serc, gwiazdek czy grzybków, oraz ciasteczka w formie zwierząt, z robionymi naparstkiem dziurkami umożliwiającymi zawieszanie. Stopniowo odchodzono od tradycyjnych powiązań i znaczeń, swobodnie popuszczając wodze fantazji.

Dawna polska choinka była kolorowa, co też miało swoją symboliczną wymowę: barwa czerwona to kolor serca, krwi, miłości; zieleń dawała nadzieję; żółć i złoto przydawały blasku i światła; biel była kolorem niewinności i czystości. Z czasem pojawiało się na niej coraz więcej różnokolorowych dmuchanych szklanych ozdób, zwanym bombkami lub bańkami. W kulistości bombek doszukiwano się nawiązań do ciągłości życia ludzkiego, odradzania się natury, całości i nieskończoności wszechświata.

Przez dziesiątki lat zwiększał się asortyment szklanych wyrobów; można było kupić okrągłe i sopelkowate, błyszczące i matowe, z coraz bogatszą ornamentyką, w kształcie grzybków, ptaszków czy serduszek. Modne stawało się dostrajanie choinek watą imitującą śnieg i anielskimi włosami, czyli pękami cienkich nici z tworzywa sztucznego, w kolorze białym srebrnym lub złotym. 

Nie mogło się obyć bez oświetlenia, które początkowo stanowiły świeczki. Już w 1850 roku wymyślono uchwyty z klipsami, nazywane żabkami, w których osadzano specjalnie wyrabiane, często kręcone świeczuszki. Tylko najbogatszych stać było na oryginalne latarenki lub szklane kule, w których można było umieścić świeczkę. Były one znacznie bezpieczniejsze, bo chociaż choinki oświetlano na krótko, to i tak nie sposób było uniknąć ich incydentalnych pożarów. Niekiedy na drzewku zawieszano zimne ognie. Choinki stawały się coraz bardziej rozświetlone, gdy świeczki zastąpiły elektryczne lampki.

Ze względów ekologicznym drugiej połowie XX wieku nadeszła epoka sztucznych choinek. Co prawda z czasem stawały się coraz bardziej różnorodne i atrakcyjne wizualnie, lecz po okresie fascynacji plastikiem zatęskniono do żywych drzewek i znaleziono metody, żeby mogły one trafiać do domów bez czynienia szkód przyrodzie.

Globalizacja sprawiła, iż do naszych domów zawitały ozdoby z różnych stron świata. I tak poinsecja, zwana gwiazdą betlejemską, przybyła do nas aż z Meksyku, ostrokrzew, przez kraje anglosaskie, z Rzymu, wieńce adwentowe z krajów germańskich, a ten wieszany na drzwiach zza oceanu, jemiołę zaś zawdzięczamy Celtom, a świecznik adwentowy ewangelikom.

Z zachodu nadeszła także moda na przystrajanie choinek ozdobami o jednym kolorze, lub ograniczonej ich liczbie, z dbałością o atrakcyjny efekt artystyczny. Podobny rodowód ma pomysł na dekorowanie, głównie światełkami, domów na zewnątrz.

Polska stała się potęga w produkcji szklanych ozdób choinkowych, a ich wytwórnie oferują oszałamiający wprost asortyment wzorów i kolorów. Niestety, pojawiły się też ozdoby wykonywane z plastiku, co prawda bezpieczne od stłuczenia, ale też pozbawione specyficznego uroku i magii. Na szczęście coraz częściej sięgamy też do dawnych tradycji i wieszamy u sufitu stroiki nawiązujące do podłaźniczek, na choinkach umieszczane są własne wypieki czy słomkowe ornamenty, często własnoręcznie wykonywane.

Strojmy bowiem sobie świątecznie domy zgodnie z własnym gustem i potrzebą, lecz o dawnych tradycjach nie zapominajmy.                     

Kontynuując przeglądanie tej strony, akceptujesz pliki cookies. Więcej na ten temat możesz dowiedzieć się w naszej Polityce prywatności.
Zaakceptuj