330 lat Rozwadowa - Zwierzęta w miasteczku

Po jedwabnikach hodowanych w rozwadowskiej podstawówce przyszła pora na historie o ... królikach, osłach, wielbłądach i lamach.

Króliki
W czasie okupacji hodowla królików i drobiu była niezwykle popularna wśród mieszkańców miasta. Miał je nawet dr Eugeniusz Łazowski. Bohaterowie naszego cyklu wspominają, że karmienie zwierząt i zdobywanie paszy było ich codziennym obowiązkiem.
Rajmund: "Mięso mieliśmy głównie dzięki hodowli królików. Było ich sporo, pełne klatki. A były to przeważnie króliki duże (belgijskie), wymagające dużych ilości paszy. W dużych garnkach gotowało się obierki od ziemniaków (i ziemniaki), które posypane otrębami stanowiły podstawowy króliczy jadłospis, głównie zimą. Latem zbierało się trawę i ulubiony przez króliki mlecz rosnący w rowach".

Oprócz zwierząt zupełnie zwyczajnych jak króliki, pojawiały się niekiedy w Rozwadowie okazy wyjątkowe jak na miejską przestrzeń.

Osioł
Sąsiadem rodziny Ulatowskich przy Rynku 14 był pewien Niemiec, komendant obozu pracy dla junaków.
"W obozie byli skoszarowani młodzi Polacy, którzy wykonywali jakieś prace, chyba w Stalowej Woli i na kolei. Komendant miał osła, który stał w murowanej stajence na podwórzu. Ten osioł szedł za komendantem – jak pies. Gdy komendant szedł rano do pracy (chodził pieszo) osioł szedł luzem za nim. Nie pamiętam, gdzie był ten obóz, ale chyba niedaleko, bo nie przypominam sobie, by po komendanta przyjeżdżał jakiś pojazd. Zawsze szedł pieszo.
Z osłem był problem, bo gdy zbliżał się front i pewnego dnia komendant z rodziną znikli – osioł został zamknięty w stajence. Głodny i spragniony osioł ryczał przeraźliwie, ale stajenka była zamknięta na kłódkę, a małe okienko zakratowane. Ojciec nie mógł znieść żałosnego ryczenia biednego zwierzęcia i zerwał kłódkę z drzwi stajni. Było to ryzykowne, bo osioł był własnością niemiecką, a Niemcy jeszcze byli w Rozwadowie. Ojciec napoił i nakarmił osła, a stajenkę zostawił otwartą. Osioł poszedł chyba trasą, którą chodził z komendantem i więcej go już nie widzieliśmy."

Lamy i wielbłądy
Wspomnienie Andrzeja: "Ogłoszono, że przez miasto ciągnąć będą na zachód ludzie, gdzieś chyba z Azji, i należy zamykać domy i zachować dużą ostrożność. Rzeczywiście przez dzień czy dwa ciągnęły długie kolumny nędznie i obco wyglądających ludzi, których popularnie nazywano ciubarykami. Były to na wpół koczownicze ludy, gdzieś ze stepów nad Morzem Kaspijskim, kolaborujące z Niemcami. Mieli osobliwe krótkie wozy dwukołowe, przy czym koła drewniane były pełne, jakby całe kręgi zostały wycięte z drewna. Mieli osły, lamy a nawet wielbłądy. Z ciekawością obserwowaliśmy ten przemarsz, który przebiegł spokojnie".
Moment przemarszu tych nietypowych zwierząt uchwycił swoim aparatem okupacyjny burmistrz Rozwadowa Kladiusz Krzehlik.

 

Wszystkie zdjęcia:

https://www.facebook.com/muzeumregionalne.stalowawola/

https://www.instagram.com/muzeum.stalowawola/

 

Kontynuując przeglądanie tej strony, akceptujesz pliki cookies. Więcej na ten temat możesz dowiedzieć się w naszej Polityce prywatności.
Zaakceptuj